W najgorszych przypadkach dziecięca nieśmiałość prowadzić może do nerwic i depresji. Dlatego tak ważne jest, aby zacząć pomagać dziecku jak najwcześniej. KURSY ONLINE: Zrelaksowana Mama Jasna, zwarta, praktyczna, mądra i nowoczesna pomoc w wychowaniu dzieci Sprawdź!
Ostatnie zmiany: 28 czerwca 2019 O znęcaniu, dręczeniu czy zastraszaniu mówimy wówczas, gdy dziecko jest krzywdzone przez inne dziecko lub grupę dzieci – i jest to działanie dotkliwe, celowe i trwa przez dłuższy czas. Znęcanie się – niestety - jest zjawiskiem powszechnie występujących w szkołach, na podwórkach, w grupach rówieśniczych. Skąd skala zjawiska? A i jakie są rzeczywiste dane? Często przecież złapanie winnych jest utrudnione, ponieważ są oni dręczycielami wyrafinowanymi - ich poczynania są niezauważalne dla osób postronnych. Problem oficjalnie więc nie istnieje, winni nie są ukarani - tylko ofiarom ciężko jest żyć i się bronić. Znęcanie może przybierać różne formy: bójki, zaczepki i rękoczyny, zabieranie, niszczenie rzeczy, nieprzyjemne uwagi, przezwiska, szydzenie, ośmieszanie - dręczenie werbalne, nieprzyjemne spojrzenia – próby zaszczucia, groźby, zastraszanie, wmuszenia, rozpuszczanie plotek – w klasie, w szkole, a nawet w internecie, izolowanie od grupy – choćby w grach zespołowych i wspólnych zabawach. Dlaczego tak się dzieje? Nie ma jednego, uniwersalnego powodu, dlaczego niektóre dzieci stają się tyranami, a inne ofiarami. Zazwyczaj dręczycielami stają się dzieci agresywne, bojowo nastawione do świata, na swe ofiary wybierając łatwy cel, jednostki – w swojej ocenie - słabsze, które nie będą mogły lub chciały się bronić; są ciche, nieśmiałe, ułomne czy z jakiś powodów niepopularne w grupie. Dziecko, które jest zastraszane, najczęściej przeżywa traumę – a jej skutki mogą być dotkliwe na długo po tym, jak problem zostanie rozwiązany. Nękane dziecko może być: smutne, samotne i zamknięte w sobie – nie chce wyjść ze swoim problemem na zewnątrz, czuje się upokorzone, wstydzi się sytuacji, w jakiej się znalazło, boi się przyszłości - eskalacji konfliktu, brak mu pewności siebie, ma niską samoocenę, źle o sobie myśli – może nawet czuje, że zasługuje na takie złe traktowanie przez innych, żyje w stresie, próbuje unikać kontaktu z oprawcą – nie chce chodzić do szkoły czy na podwórko,może przezywać depresję i mieć myśli samobójcze. Jak pomóc nękanemu dziecku? Przede wszystkim bądź otwarty na możliwość, że twoje dziecko może być zastraszane – to się dzieje nie tylko na filmach. Uważnie obserwuj swoje dziecko. Jeśli widzisz, że jest inne niż zazwyczaj – pytaj, co się dzieje. Bądź otwarty na dialog, zachęcaj do rozmów i zwierzeń, ale - to ważne - uważnie słuchaj. Jeśli twoje dziecko mówi, że jest zastraszane – nie bagatelizuj problemu, nie udawaj, że go nie ma. Jeśli ono czuje, że jest nękane - uwierz w to i zacznij działać. Bierz swoje dziecko na poważnie. Powiedz, że dziękujesz za zaufanie i cieszysz się, że ci powiedziało o swoich kłopotach. Zapewnij je, że miało rację, że ci się zwierzyło. Nie obwiniaj dziecka! Ono na pewno nie zrobiło niczego, za co mogłaby spotkać je tak okrutna kara. Jednocześnie przyjrzyj się dziecku – zastanów się, dlaczego inne dzieci mu dokuczają. Może jego opowieści naprowadzą cię na jakiś trop, a ty będziesz umiał mu w tym pomóc. Porozmawiaj ze swoim dzieckiem i wypracujcie sposoby rozwiązania problemu. Rozmawiajcie, jak twój syn czy córka mogą się bronić, jak reagować. Jeśli czujesz, że dziecko nie daje sobie rady z tym brzemieniem – skonsultuj się z psychologiem. Zapisz dziecko na zajęcia pozalekcyjne – treningi sztuki walki, piłki nożnej czy choćby basen. Niech realizuje swoją pasję, to pomoże mu nie tylko odreagować stres, ale poczuje się mocniejsze – to pozwoli mu na odbudowanie pewności siebie i wiarę we własne siły. Nie obiecuj zatrzymać problemu zastraszania w tajemnicy – działanie wymaga bowiem współpracy i otwartego rozpatrzenia kwestii. W pojedynkę nic nie zdziałasz. Jeśli dziecko jest dręczone poza szkołą - porozmawiaj z jego rodzicami. Jeśli nękanie ma miejsce w szkole – powiadom dyrekcję, wychowawcę, pedagoga. Nauczyciele nie zawsze wiedzą, że dziecko jest prześladowane. Przedstaw sprawę jasno – liczysz na współpracę ze strony szkoły, a i nie pozwolisz na agresywne zachowania w stosunku do swojego dziecka. Nawet wówczas, gdy władze szkoły zapewnią cię, że potraktowały zgłoszenie poważnie i podejmą wszelkie kroki, żeby rozwiązać problem, pozostań z nimi w kontakcie – trzymaj rękę na pulsie. mzb
Dobra wiadomość jest taka, że jako rodzic możesz mieć istotny wkład w to, by ze świadomością pomóc dziecku rozwinąć poczucie odpowiedzialności. Jak to zrobić? Poniżej znajdziesz kilka konkretnych wskazówek. Stwarzaj szansę na samodzielność i wszystko co z nią związane – radość z sukcesu oraz ryzyko porażki.
Dziś chciałam Wam opowiedzieć o tym, jaki błąd popełniłam szukając przyczyny zachowań moich dzieci “nie takich jakie bym chciała”. Wydawało mi się, że wiem skąd się biorą, ale przez dwie przypadkowe sytuacje okazało się, że byłam w błędzie! Zawsze staram się spojrzeć na daną sytuację oczami dziecka, a nie tylko patrzeć ze swojego, dorosłego punktu widzenia. Ale nigdy nie wiem, co dokładnie siedzi w głowach moich dzieci! Mogę się jedynie domyślać albo szukać podpowiedzi w mądrych książkach, które jeśli są wartościowe – to Wam je tu polecam. Historia Tobiasza Tobiś mając nieco ponad rok poszedł do żłobka. Początki jak się można było domyśleć były płaczliwe, ale po jakimś czasie przeszliśmy od płaczu przy drzwiach do etapu, gdy chętnie biegł do placówki i wciskał dzwonek do drzwi. W żłobku były 2 grupy – młodsza i starsza. W młodszej były 3 panie, wszystkie bardzo fajne. Jedna z nich bardzo mi pomogła, bo mając syna z zaburzeniami SI szybko zauważyła u Tobka problemy z integracją sensoryczną. Powiedziała mi gdzie iść na diagnozę, podpowiadała jak się z nim bawić, żeby mu pomóc i generalnie bardzo dużo się od niej dowiedziałam. Jej rola w całej historii jest duża, więc nazwijmy ją dla łatwiejszego rozeznania w temacie ciocią Olą. Po roku, czyli mając nieco ponad 2 lata Tobiś przeszedł do starszej grupy, w której były 2 inne ciocie. Jedną z nich określiłam jeszcze wcześniej jako “wojskową”. Bo często jak odbierałam Tobka, gdy jeszcze był w młodszej grupie i w szatni ubieraliśmy buty, to słyszałam jak opowiada rodzicom odbierającym starsze dzieci tonem “wojskowym”, choć niby z uśmiechem “Noo, Tymuś dziś nie zjadł zupy, drugie danie to ledwo ledwo, musiałam mu mamo pomagać! Proszę go pilnować w domu, żeby jadł sam, bo tu go nikt nie będzie karmił!” To wszystko było mówione niby miło, niby z uśmiechem, ale jednak tonem nieco pretensjonalnym. Gdy Tobek trafił do tej grupy, a było to po lockdownie to znowu wrócił etap porannego płaczu. Ale jak go odbierałam popołudniu, to był wesoły i uśmiechnięty. Próbowałam różnych sposobów, trochę pomagało szukanie rano na klombie przed przedszkolem mróweczek lub pajączka między kamyczkami.. Czasem próbowałam zgadywać co dziś będzie na obiad i wymieniałam różne zupy, a Tobiś kiwał lub kręcił głową na “nie” lub “tak”. Dodam, że idąc do tej grupy Tobek nie mówił nic, bo zaczął mówić mając 2,5 roku. Prawie przez cały rok były poranne dramaty mniejsze lub większe. Wszystko to zwalałam na karb tego, że on jest bardzo do mnie przywiązany i ma problem z przejściem ze stanu “bycie z mamą” na “bycie bez mamy w placówce”. Zresztą dzieci z zaburzeniami SI często mają z tym problem, więc to było dla mnie najlepsze wytłumaczenie. Gdy w sierpniu Tobiś kończył przygodę ze żłobkiem, przygotowałam podziękowania dla wszystkich cioć od Tobka. Ostatniego dnia rano zapukaliśmy najpierw do sali z maluszkami, żeby dać paniom małe upominki i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że ciocia Ola już tu nie pracuje! A jeszcze 2, 3 tygodnie temu przecież ją widziałam! Dowiedziałam się, że nastąpiła redukcja etatów i jakoś dziwnie panie ze mną rozmawiały mówiąc, że nie mają z nią kontaktu, nie mogą jej nic przekazać itp. Akurat cioci Oli bardzo dużo zawdzięczam. Gdyby nie ona, to być może w ogóle bym z Tobkiem nie poszła na diagnozę SI do Pani Asi z Famigi, bo przecież pół roku wcześniej byłam z nim na diagnozie, gdzie dowiedziałam się, że “mój syn taki jest” i “wyrośnie z tego”, o czym pisałam kiedyś w poście gdzie szukać pomocy, gdy Twoje dziecko jest inne. Ciocia Ola mnie namówiła na wizytę w Famidze i to był dla nas strzał w 10, bo diagnoza Pani Asi baardzo dużo zmieniła! Odszukałam szybko ciocię Olę na facebooku, bo pamiętałam, że lajkowała zdjęcia dzieci na stronie żłobka i napisałam do niej z pytaniem, czy mogę się jakoś z nią spotkać, bo chciałam jej podziękować. Spotkałyśmy się jeszcze tego samego dnia, porozmawiałyśmy i jedno jej zdanie dało mi mocno do myślenia. “Mam nadzieję, że w przedszkolu będą Tobka dobrze traktować, biorąc pod uwagę jego zachowania. Bo w drugiej grupie w żłobku to różnie bywało..” . Jak się zapytałam co ma na myśli, to odpowiedziała trochę wymijająco, że “Wie Pani jaki Tobiś jest. I wie Pani jak było u nas. W tej drugiej grupie nie do końca rozumieją co to znaczą zaburzenia SI”. To był ostatni dzień Tobka w żłobku, więc trochę wtedy machnęłam na to ręką. Czekały nas potem 2 tygodnie przerwy i od września przedszkole. Pierwszy tydzień w przedszkolu, które znajduje się w budynku obok żłobka były ciężkie. Ale wiadomo – dzieci żłobkowe wróciły tu po 2-tygodniowej przerwie, a inne po raz pierwszy zostawały w placówce bez mamy. Rano znowu wrócił płacz i hasło “Chcę do domkuuuuu!“. Próbowałam różnych sztuczek z szukaniem mrówek i pajączka w kamyczkach włącznie, zrobiłam z Tobkiem obrazkowy plan dnia i kurcze, nagle bum! Przyszedł taki dzień, że podjechaliśmy pod placówkę, Tobiś wysiadł bez płaczu i poszedł do przedszkola! A dodam, że w tym okresie dzieci przekazywało się paniom w drzwiach. Rodzic nie miał możliwości wejścia do szatni, co było możliwe w żłobku i co dla dzieci było na pewno dodatkową trudnością. I generalnie tak jest do dziś. Tzn. nie ma rano płaczu, co najwyżej czasem zdarzy się hasło “Chcę zostać z Tobą w domku i się bawić!“. I jak się zaczęłam nad tym zastanawiać, to nagle mnie olśniło! Może te poranne płacze Tobka w żłobku wynikały z tego, o czym mówiła ciocia Ola? Może będąc w grupie u pani “wojskowej” faktycznie był nierozumiany i było mu tam źle? A że długo nic nie mówił, to nie mógł mi tego przekazać? Poza tym była jeszcze jedna kwestia. Cały czas byłam przekonana, że ciocia “wojskowa” ma na imię Kasia. A miała na imię Magda! Za to Kasia miała na imię pani, która przynosiła dzieciom posiłki z kuchni i pomagała przy karmieniu! Była taką pomocą w drugiej grupie. I nawet wtedy, gdy Tobiś już coś mówił i dało się z nim skomunikować, jak pytałam go o ciocię Kasię, to mówił, że ją lubi. On mówił o Kasi, a ja pytałam o Magdę! Totalne niedogadanie się! Do tego przypomniałam sobie moją rozmowę z ciocią Magdą “wojskową”. Kiedyś spotkałyśmy się w sklepie przy żłobku. Stojąc w kolejce do kasy zapytała mnie, czy Tobiś w domu też tak dużo płacze i się awanturuje? Odpowiedziałam jej, że tak, zdarza mu się, bo jest uparty i próbuje postawić na swoim. Zapytała mnie jak reagujemy na to w domu? Odpowiedziałam jej, że jeśli chodzi o błahe sytuacje, jak np. o to, że chce wodę w zielonym kubku, a ja nalałam mu do niebieskiego, to mu przelewam do zielonego i Tobek przestaje się awanturować. Na co ciocia odpowiedziała, że nie możemy mu tak ulegać, bo nam wejdzie na głowę, że trzeba mu stawiać granice itp. I w sumie na tym się rozmowa skończyła, bo doszłam już do kasy i przyszła moja pora na płacenie za zakupy. Przypomniałam sobie o tej rozmowie i znając mojego synka pomyślałam, że być może w żłobku było mu źle, bo np. został posadzony przy stoliku nie tam gdzie chciał. Może chciał siedzieć koło swojego ulubionego kolegi, a posadzono go obok dziewczynek? Dla pań to nic wielkiego, a dla niego mogło to być ważne i mógł się o to awanturować. Może ciocia czytała bajkę, która mu się nie spodobała? Albo trzeba było przyklejać coś klejem, a Tobek nie lubi mieć brudnych, uklejonych rąk? W każdej z tych sytuacji wystarczyło wytłumaczyć mu, że jeśli nie chce słuchać bajki, niech siądzie na końcu sali. Jeśli nie chce mieć uklejonych rąk, niech pójdzie do łazienki je umyć. ALE trzeba było poświęcić mu chwilę i wyjaśnić sytuację! Albo pójść z nim do łazienki i pomóc umyć ręce, czy buzię! W przedszkolu panie zostały poinformowane o problemach Tobka, choć muszę przyznać, że dzięki terapii bardzo dużo udało się z nim wypracować. Jak pytałam pod koniec września jak sobie radzi w nowym miejscu, to usłyszałam, że świetnie i że nie ma z nim większych problemów. Nie ma rano płaczu, a jak przychodzę po niego popołudniu, to czasem słyszę “Mamusiu, miałem fajny dzień! A Ty? Co robiłaś w pracy?“. I tak sobie myślę, że być może powodem nie było wcale rozstanie ze mną, a nie do końca dobre traktowanie Tobka w żłobku? Może nowe ciocie mają do niego inne podejście? Może też fakt, że jest starszy i potrafi powiedzieć o co mu chodzi ułatwia uniknięcie niepotrzebnych wrzasków i płaczu? Cieszę się i jestem z niego bardzo dumna, że tak dobrze ciocie się o nim wypowiadają. Że odnalazł się w nowym miejscu, że bierze udział w zabawach, robi prace plastyczne i potrafi opowiedzieć co dziś robili. I że problem z porannym płaczem zniknął! Historia Poli Pola, 11 lat, 6 klasa podstawówki. Mniej więcej od roku obserwujemy u niej zmianę w zachowaniu. Widać, że emocje biorą górę, hormony buzują i dojrzewanie wjeżdża pełną parą! Tak przynajmniej sądziliśmy do tej pory i na to zwalaliśmy jej wybuchy złości, nieadekwatne do sytuacji reagowanie na nasze uwagi, czy żarty. W zeszłym roku wysłaliśmy ją na zajęcia z TUS – trening umiejętności społecznych, bo sami nie wiedzieliśmy jak sobie radzić z jej emocjami. Podnoszenie głosu jak się jej zwróciło na coś uwagę, obrażanie się o byle co, zamykanie się w pokoju.. Jak nic dojrzewanie i hormony! Ale 3 dni temu nagle mnie olśniło! Popołudniu Pan Tata poprosił Polę, żeby wyrzuciła śmieci. “Tak, zaraz“. Klasyka odpowiedzi nastolatka. Godzinę później prośba została ponowiona i odpowiedź była podobna. Potem jeszcze raz ja jej o tym przypomniałam, a wieczorem mąż nie wytrzymał. Poszedł sam wyrzucić śmieci, bo wychodziły już ze śmietnika i powiedział, że ponieważ ona nie ma ochoty wyrzucić śmieci, to on nie ma ochoty dawać jej kieszonkowego w przyszłym miesiącu. I jak Pola to usłyszała to z oburzeniem i prawie łzami w oczach powiedziała coś w stylu “Nie dość, że od rana wszyscy mi dokuczają, to jeszcze Wy musicie!”. Zaczęłam ją ciągnąć za język i opowiedziała mi, co się wydarzyło w szkole rano. Chłopcy zajęli jej ławkę. Poprosiła ich, żeby poszli do swojej, na co odpowiedzieli jej, że Pani kazała im siedzieć w pierwszej ławce. Ok, usiadła gdzie indziej. Potem był wf, a po wfie chłopcy znowu zajęli jej miejsce. Ponownie ich poprosiła, żeby poszli do swojej ławki, a oni do niej z tekstem “Spier** i zamknij łeb!“. Hasło “Zamknij łeb!” już od niej słyszałam. Na moje wielkie oczy i oburzenie, córka odpowiedziała, że to “normalna odzywka w klasie”. Że wszyscy tak do siebie mówią i to “nic takiego”. Pola nie jest zbyt wylewna jeśli chodzi o opowiadanie tego, co było w szkole. Czasem coś powie, a czasem muszą z niej wyciągać. Ale faktem jest, że od pierwszej klasy 2 kolegów z przerwami jej dokucza. Wyzywają ją od głupich, grubych… I to oni zajęli jej 3 dni temu ławkę. Pola niestety jest z tych, którzy muszą mieć ostatnie zdanie. Nie da sobie w kaszę dmuchać, co akurat w tym przypadku działa na jej niekorzyść. Bo zamiast odpuścić, odwrócić się na pięcie i odejść, to ona wdaje się z nimi w przepychanki słowne i wyzywanie się wzajemne. A dla nich – w to mi graj! Ona jest jedna, ich jest 2, 3, czasem więcej. Za Polą niestety żadna dziewczyna się nie wstawia, bo pewnie boją się, że zaraz zajęłyby jej miejsce i to one byłyby “dziewczyną do bicia”. Skontaktowałam się szybko z kilkoma rodzicami z klasy Poli z prośbą o delikatne podpytanie dzieci jak to naprawdę jest. Wszyscy niestety potwierdzili, że tak właśnie chłopcy traktują moją córkę. I nie tylko, że ją przezywają, ale np. gdy coś opowiada, to potrafią jej wejść w słowo z tekstem “A po co to mówisz, ktoś Cię o to pytał?”. Serce mi pękało jak to słyszałam, bo przecież dla dorosłego takie potraktowanie przez drugą osobę jest przykre, a co dopiero dla 11-letniego dziecka? Przy okazji wyszło na jaw, że dzieci w klasie strasznie przeklinają! I to zarówno dziewczynki, jak i chłopcy. Zgłosiłam całą sprawę do wychowawczyni. Długo z nią rozmawiałam. Powiedziała mi, że to, że Pola nie chce opowiadać nic o szkole to klasyczne zachowanie dziecka w tym wieku. Że o ile w 4 klasie dzieci jeszcze opowiadają rodzicom co się wydarzyło podczas lekcji, to w 6, 7 klasie wolą rówieśników i nie chcą dzielić się z rodzicami historiami ze swojego życia. Że to, że Pola nie chciała, abym nic robiła w jej sprawie to też podobno norma! Że ona wie o niektórych sytuacjach, o których pewnie ja nie wiem. Że co tydzień z nią rozmawia i pyta, czy w klasie jest ok. I że mimo wszystko Pola jest bardzo lubiana w klasie, czego dowodem jest fakt, że została wybrana przewodniczącą klasy i pomimo trudnej konkurencji zdobyła najwięcej głosów! I jak tak sobie analizowałam różne sytuacje z przeszłości, to doszłam do wniosku, że hormony hormonami, dojrzewanie dojrzewaniem.. ALE przecież te wszystkie docinki od kolegów muszą się w niej kumulować i być może to nadmierne, głośne reagowanie w domu na nasze słowa jest właśnie efektem tych skumulowanych emocji! Złych emocji! Jak długo dorosły człowiek jest w stanie znosić docinki, wyzywanie, mobbing? No ile? A u niej trwa to z przerwami od pierwszej klasy, a jest w szóstej! Wiele razy z nią o tym rozmawiałam. Tłumaczyłam, prosiłam, odpuść, nie odpowiadaj na zaczepki, może im się znudzi? I były okresy, że mówiła, że jest okej, że jeden, czy drugi chłopiec nagle stali się dla niej mili. Że ją poczęstowali żelkiem na przerwie, czy coś pożyczyli. Ale za jakiś czas to wracało. Tyle, że do tej pory nie było w tym wulgaryzmów i takiego chamstwa! Na moje pytanie od kiedy klasa stała się taka “wulgarna” usłyszałam, że od końca 5 klasy. To wtedy zaczęły się przekleństwa i coraz bardziej chamskie teksty. Kurcze, ja też chodziłam przecież do podstawówki, ale aż takiego bezczelnego zachowania nie przypominam sobie! Mam teraz wyrzuty sumienia, że może byłam zbyt ostra dla Poli? Może czasem zbyt ostro do niej coś powiedziałam? A ona biedna, po całym dniu w szkole mogła naprawdę mieć już dość? I może dlatego tak lubi chodzić na zbiórki harcerskie i tak bardzo podobało jej się na obozie, który trwał aż 4 tygodnie – bo tam była traktowana normalnie? Nie było wyzwisk, dokuczania i docinek.. Z tego wszystkiego zapytałam ją, czy nie chciałaby zmienić szkoły, ale nie chce, twierdzi, że w tej jej dobrze. A ja na siłę jej przenosić nie będę. Cała ta sytuacja dała mi wiele do myślenia. Wydawało mi się, że mam dobry kontakt z córką. Że dużo z nią rozmawiamy. Ale widzę, że wiek dojrzewania ma swoje prawa i faktycznie coraz mniej od niej słyszę na temat “jej życia”. A jeśli już, to jest to wiedza wyciągana od niej tysiącem pytań. Najchętniej poszłabym do szkoły i wymierzyła tym pyskatym gówniarzom sprawiedliwość! Bo nikt nie będzie robił z mojej córki kozła ofiarnego! Ale wiem, że nie tędy droga. I trzeba to rozwiązać bardziej dyplomatycznie. Im dłużej nad tym myślę, a myślę od 3 dni tym więcej różnych sytuacji mi się przypomina. Ponieważ Pola rzadko się skarżyła na kolegów z klasy, dlatego jej zachowania nie kojarzyłam z problemami w szkole. A bywało tak, że jak zwróciliśmy jej w domu na coś uwagę, na przykład, że niedokładnie odkurzyła podłogę, bo pod stołem jest masa okruchów, to zamiast wzruszyć ramionami, powiedzieć Okeeej, zaraz poprawię czy coś w tym stylu, Pola często reagowała hasłem “Powiedz jeszcze, że jestem beznadziejna, głupia i do niczego!“. To była zupełnie nieadekwatna reakcja na sytuację i za każdym razem zastanawiałam się skąd się u niej bierze taka samoocena? Jakie są powody zachowania dziecka, że tak emocjonalnie reaguje? Przecież w domu raczej jest chwalona, w szkole ma dobre stopnie, pięknie rysuje, nie ma powodów, żeby ktoś ją tak oceniał, więc skąd u niej takie teksty? No to teraz już wiem! Jak to rozwiążemy? Na razie udało się zdziałać tyle, że do klasy przyjdzie na godzinę wychowawczą psycholog i po raz drugi w tym roku będzie im opowiadał o relacjach i wzajemnym szacunku. Bo jak to powiedziała wychowawczyni, im trzeba to mówić co chwilę, powtarzać jak zdartą płytę, bo raz jak się powie to za mało. Wychowawczyni wyśle do rodziców prośbę o porozmawianie z dziećmi na temat tego, jak się zachowują w szkole, jak się do siebie wzajemne odzywają itp. Choć jak sama stwierdziła, treść tej wiadomości musi dobrze przemyśleć. Już nie raz, gdy wystawiała w dzienniku elektronicznym komuś uwagę za nieodpowiednie zachowanie – dostawała odpowiedź zwrotną, że to niemożliwe, bo “moje dziecko jest w domu grzeczne”. Gdy w zeszłym roku chciałam iść z córką do psychologa, to rękami i nogami zapierała się, że nie pójdzie. Wtedy wpadłam na pomysł z TUS, a ponieważ to były zajęcia grupowe, to poszła chętniej. Wychowawczyni zapytała mnie, czy chcę i czy wyrażam zgodę, żeby w szkole z Polą porozmawiała pani psycholog? Zapyta ją jak się czuje w szkole, w klasie, taka “ogólna” rozmowa, z której być może dowiemy się coś więcej? Oczywiście się zgodziłam. Cieszę się, że wychowawczyni podeszła do tematu bardzo mądrze. Znając realia polskiej szkoły mogła mnie zbyć i powiedzieć, że przesadzam. W końcu wszystkie dzieci w starszych klasach przeklinają, więc to nic dziwnego. A że na pewno wynoszą to z domu, to mogłabym jeszcze usłyszeć reprymendę na temat tego, żebym sama nie przeklinała (!). Różne mogłyby się wydarzyć historie 🙂 Na szczęście ostatnie 2 dni były spokojne, przynajmniej tak twierdzi Pola. Nikt jej nie dokuczał, nie dogadywał, a w szkole było nawet fajnie. Zobaczymy jak długo to potrwa.. A mnie obie te historie pokazały, że powody zachowania dzieci czasem leżą tam, gdzie nawet byśmy nie szukali! Że szukać trzeba wszędzie. I dużo rozmawiać! Co prawda z Tobkiem jest to czasem trudne, bo na niektóre pytania jeśli nie wie co powiedzieć, bo na przykład nie pamięta odpowiada: “Ty powiedz” 🙂 Ale warto próbować. A że czasy mamy trudne, to na nastolatków trzeba patrzeć z dużo większą czujnością! Tyle było w ostatnim czasie nieszczęść z młodymi ludźmi w roli ofiar.. Moja córka od pewnego czasu pisze sobie po rękach kolorowymi pisakami. Robi wzorki, rysuje kości, maluje paznokcie. Najpierw jej mówiłam, że ma to zmyć, bo jak to wygląda? Jakby miała brudne ręce! Ale gdy powiedziała mi ostatnio, że robi to zamiast obgryzania paznokci, to stwierdziłam, że chyba niech robi tak, niż jakby miała się okaleczać, ciąć żyletkami, czy dawać upust emocjom w inny sposób.. Pilnujcie swoje nastolatki, próbujcie z nimi rozmawiać, bo jak widać, czasem wydaje nam się, że jest okej, a wcale nie jest!
Dzieci, które doświadczają dokuczania w szkole, bywają osobami wysoko wrażliwymi, nieśmiałymi, lękliwymi. Mogą mieć kompleksy z powodu cech, które grupa rówieśnicza postrzega jako gorsze: okularów, jąkania się, nadwagi. Często są osamotnione, a pogłębiają to prześladowania.
Chciałabym poruszyć bardzo ważny dla mnie temat. Jest to poważny, bardzo powszechny dotyczący naszych dzieci problem. Duży odsetek dzieci go doświadcza, będąc "ofiarami" lub stykając się z tym zjawiskiem. Moje dzieci również. Przemoc : przezywanie; dogadywanie; ośmieszanie; wykluczanie z grupy; nastawianie innych przeciwko drugiej osobie; ignorowanie; dręczenie; zastraszanie; zmuszanie do wykonywania określonych czynności; groźby; pobicia; kopanie, popychanie; szarpanie; kradzież, niszczenie przedmiotów. każde działanie mające na celu wyrządzenie przykrości lub krzywdy. Większość zachowań w wyniku, których dziecko czuje się źle, ma poczucie krzywdy i poczucie zagrożenia. Świat, który nas otacza sprawia, że to zjawisko rośnie. Nie mam zamiaru skupiać się na przyczynach. Oczywiście najłatwiej było by mi obwiniać wszystkich i wszystko. Bo można upatrywać się ich, w wielu czynnikach. Jednak ja chciałbym, aby tego zjawiska nie było, aby było jak najmniejsze, a szukanie winnych, mi w tym nie pomoże. Każde dziecko może być ofiarą przemocy. Są pewne czynniki, które szczególnie je na to narażają. Część z nich związana jest z cechami dziecka (wygląd, charakter) sposób wychowania czy sytuacja materialna. Cechy i zachowania dziecka: wrażliwość, nieśmiałość, bierność, uległość, płaczliwość; niska samoocena, słabe relacje z rówieśnikami Zanim zareagujesz impulsywnie - szukając sprawiedliwości !!!! Przede wszystkim odpowiedz sobie na pytanie, dlaczego ktoś dokucza Twojemu dziecku? Czy po jego stronie jest jakiś realny "problem"? Może zachowuje się dziwnie, prowokuje, z jakiegoś powodu nie radzi sobie w grupie? Co uważają inni o Twoim dziecku? Czy jest coś, co ich drażni w zachowaniu Twojego dziecka? To nie jest droga do usprawiedliwień oprawcy, ale próba zrozumienia całościowego problemu i wyeliminowania tych czynników, które są lub mogą być po stronie dziecka. To naturalne, rówieśnicy kłócą się i godzą między sobą. Takie zachowanie uczy każdą ze stron bronić "swojego terenu" Pożyteczną umiejętnością jest wchodzić w taką sytuację, a przy tym wyjść z niej cało. Konfrontacja zakończona kompromisem, zgodą. Ale sytuacja gdy grupa, osoba znajduje sobie kozła ofiarnego, Ofiarę na której trenuje swoje zapędy, z pewnością niczego dobrego nie uczy żadnej ze stron. Miałam kiedyś rozmowę z mamą "sprawcy" - Jak to ? Mój syn przeklinał, pobił kogoś .... Przerażenie i niedowierzanie, rozczarowanie. Ten Aniołek ! Ja sama byłam zaskoczona. Bywa i tak. Podobnie, jak w przypadku ofiary warto przyjrzeć się mechanizmom, które za tym stoją. Bo to rola, którą z jakiś powodów wybrało to dziecko. Dokuczające dzieci bardzo często same z czymś sobie nie radzą , ze swoimi problemami i wybierają drogę na skróty do ich "rozwiązania". To, że robi złe rzeczy nie oznacza, że jest zły. "co mu to daje, a czego nie ma? Dlaczego? Z jakiego powodu? Do czego służy mu ta agresja ?" Być może w domu utrzymywało się jakieś napięcie, które ono rozładowało w szkole? Być może ostatnio coś go niepokoiło, smuciło, frustrowało ? Może w szkole nie potrafiło się odnaleźć i to był jego sposób na radzenie sobie z sytuacją? Jego nie najlepszy, ale jednak sposób odreagowania? A może w tak niekonstruktywny sposób buduje swoją siłę i samoocenę? Może ma za mało uwagi, zaangażowania ze strony innych? Przyczyna nie zawsze tkwi w domu. Również może być tak, że komuś dokuczają, ale wcale tak nie myślą. Mogą nie zdawać sobie sprawy z tego. Jeśli dzieci nie wiedzą, nie mają jasno postawionych granic, nikt im tego nie powiedział, uczą się przez obserwację (sytuacja rodzinna, gry) to może im się wydaje, że wszystko jest w porządku. Bo nikt im nie pokazał działań, które większość z nas nie akceptuje. Czasami "coś" sprawia, że dzieci zmuszeni są do walki o pozycję,określenie roli w grupie, wpływ i przynależność do grupy (dziecko ma silną potrzebę przynależności do grupy - dla dziecka koledzy są bardzo ważni) a agresja staje się jednym ze sposobów. Prześladowca potrzebuje prześladowanego aby pokazać swoją siłę, zwrócić na siebie uwagę - budować swój autorytet oparty na strachu. Prawda jest taka, że dzieci które dokuczają to najczęściej dzieci (nie trudne!!) ale takie, które mają z czymś trudność. Gdzie zaniedbano ich wychowawczo, gdzie zamiast nauczyć je współpracy w grupie, wzmocniono w nich egoistyczne postawy, że „wszystko mogą dostać albo siłą wywalczyć”. Jak nie będziesz o siebie walczyć do niczego nie dojdziesz ! - Rodzicu pamiętaj ! co mówisz do swojego dziecka ! To tak nie jest, można dojść do wszystkiego, nie stosując zachowań przemocowych. Duma ?, że dziecko umie się bić i bronić "swojego", że potrafi "pokazać"?. Siła, to nie dokuczanie i poniżanie innych. To dowód na to jacy jesteśmy słabi, tylko słabi ludzie tak robią - a gorszy jest ten, który poniża innych. A nie poniżany. Większość osób uznaje ten problem za niewielki i bagatelizuje go. To dzieci, to nic poważnego. Że dokuczanie i podobne sytuację są częścią okresu dojrzewania. Niewiele osób (nauczycieli) zdaje sobie sprawę ze skali przemocy, niewielu dostrzega to zjawisko. Na negatywne skutki przemocy narażeni są zarówno jej ofiary, sprawcy, jak i świadkowie. Skutki odczuwają wszyscy. Problem jest bardzo złożony. Do mnie przychodzą nie tylko rodzice, których dzieci są ofiarami, ale też sprawców i dzieci, które były świadkami przemocy. Przemoc niesie liczne konsekwencje dla zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego. To dotyka nas wszystkich. A skutki poniżania mają konsekwencję w dorosłym życiu. U dorosłych, którzy w przeszłości angażowali się w przemoc, występuje podwyższone ryzyko wystąpienia zaburzeń osobowości. Przemocy często towarzyszą świadkowie ( asystencji- którzy wspierają sprawcę; gapie - potencjalni obrońcy, ci którzy jej współczują; ale sami nie podejmują działania oraz ci którzy wstawiają się za ofiarę). Reakcje ludzi, którzy widzą te sytuacje, mogą wpływać na zachowanie sprawcy i sytuację ofiary. Niestety najczęściej boją się reagować, boją się o posądzenie o donoszenie. Boją się zemsty oraz innych konsekwencji. Podobnie jak ofiary : boją się zemsty sprawców, pogorszenia sytuacji; myślą, że nikt im nie może pomóc, czują się bezradne; nie wierzą, że ktoś im może pomóc; boją się, że dorośli zlekceważą ich problem; nauczyli się w szkole, że „donoszenie” na rówieśników nie jest w porządku. Przez co dzieci, które stają się ofiarą dotkliwego dokuczania, najczęściej pozostają w tym problemie i nauczyciele stanowią instytucje, do których zadań należy dbanie o dobro dziecka. Dlatego posiadają oni szczególny obowiązek zwracania uwagi na przemoc i informowania o niej. Niestety w szkole mojego syna nie zawsze o to dbano, niektóre osoby bagatelizowały problem, przypisywały winę mojemu dziecku za zaistniałą sytuację; podważały lub zaprzeczały relacji mojego dziecka; dawały „dobre” rady. Gdy sytuacje przemocowe są drobne najczęściej nikt nie reaguje ! W kolejnych latach doprowadziło to eskalacji przemocy, nie tylko w klasie mojego syna - gdzie jedno dziecko zastraszało większość od siebie. Zmagam się z tym problemem już dość długo. Szkoła do której uczęszczają moje dzieci jest integracyjna. Chodzą do niej dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. W takich szkołach wiele jest czynników sprzyjających występowaniu tego zjawiska. Wiem jednak, że jest to problem wielu szkół, jak nie prawie wszystkich. W tych mniejszych szkołach, na pewno mniejszy. W przypadku klasy mojego syna, zauważyłam bierność nauczyciela. Przez co zauważalne było: złe stosunki między dziećmi; brak więzi; brak integracji; odrzucenie jednostek; podział klasy na wrogie podgrupy. Piętnowanie zgłaszania takich spraw; przekonanie, że rzadko mogą liczyć na pomoc innych. Dzieci, które zastanawiały się dlaczego im się dokucza - otrzymywały sygnał, że widocznie jest z nimi coś nie tak, że sprawcy mają powody "prawo" aby ich tak traktować - (prowokowali, sami sobie na to zasłużyli). Dziecko krzywdzone ma poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, zaczyna być skłonne szukać w sobie winy, zaczyna mieć obniżone poczucie własnej wartości. Nauczycielowi szkoda było czasu na wyjaśnianie takich spraw. W sytuacji gdy sprawców było więcej, to w ich wersję wierzono, świadkowie nie zaprzeczali ( czy to ze strachu czy to z braku chęci angażowania się - obojętność). Jeśli nawet bronili ofiary, nie wierzono im lub oskarżano np. o stronniczość. Dzieci widząc brak reakcji ze strony dorosłych, przestały ingerować. Teraz odwracają wzrok. Nauczeni obojętności, nie wiedzą co mogą zrobić w takiej sytuacji, nie mogąc liczyć na zrozumienie i pomoc ze strony dorosłych. Jest to naprawdę złożony problem. Jaki wpływ mają podobne zachowania na kształtowanie się postaw w dorosłym życiu? Jaki jest wpływ takich nauczycieli na prawidłowy rozwój psychiczny naszych dzieci ? Co czuję dziecko niezrozumiane i lekceważone ? Czego uczymy dzieci poprzez nasze nastawienie do tego problemu ? Kampania społeczna - więcej na ten temat, porady
Nauczyciele, z którymi współpracuję twierdzą, że do szkoły trafia coraz więcej dzieci przejawiających różnego rodzaju zaburzenia zachowania, w szczególności o charakterze agresywnym. Choć stanowią one mniejszość, jednak odgrywają znaczącą rolę w środowisku szkolnym. Powodują dużo zakłócających, szkodliwych, a niekiedy nawet niebezpiecznych zdarzeń. Łamią ustalone
4KKET0C. zd1atno5ar.pages.dev/13zd1atno5ar.pages.dev/1zd1atno5ar.pages.dev/9zd1atno5ar.pages.dev/85zd1atno5ar.pages.dev/94zd1atno5ar.pages.dev/9zd1atno5ar.pages.dev/95zd1atno5ar.pages.dev/50
dzieci dokuczają mojemu dziecku w szkole